Urbanik - wspomnienia o Mistrzu

2015-12-03

W jubileuszowym roku 70-lecia nauki polskiej we Wrocławiu profesora Kazimierza Urbanika, rektora UWr w latach 1975–1981, wspomina jego uczeń i współpracownik prof. Zbigniew J. Jurek.

 

Urbanik buszujący w matematyce
– wspomnienia o moim Mistrzu i Nauczycielu.
Glossa do sesji pamiątkowej

 

Nauka jest niezależna, środowisko naukowe musi być silne i zintegrowane, 
zaś działalność naukową należy traktować jako społeczną służbę.

Kazimierz Urbanik, „Słowo Polskie”, 23 lutego 1995 r.

 

W tym roku minęło 10 lat, gdy odszedł od nas jeden z wybitniejszych polskich matematyków drugiej połowy XX w., wspaniały nauczyciel i człowiek, profesor Kazimierz Urbanik (1930–2005). W dniach 21–22 maja 2015 r. w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego odbyła się sesja naukowo-wspomnieniowa poświęcona jego osiągnięciom akademickim. Z inicjatywą takiego spotkania wystąpiłem w maju 2014 r. na posiedzeniu Komitetu Programowego Ogólnopolskich Konferencji z Prawdopodobieństwa w Bedlewie. Pomysł ten spotkał się z ogromnym wsparciem i uznaniem, jako że Urbanik miał zasadniczy wpływ na rozwój probabilistyki w całej Polsce, a nie tylko w środowisku wrocławskim. Poza tym był on osobą powszechnie cenioną i lubianą.

W czasie sesji miałem dwa wystąpienia. W pierwszym naukowym wykładzie zatytułowanym „Urbanik buszujący w... matematyce”, mówiłem o jego wynikach dotyczących operatorowych twierdzeń granicznych (inaczej tzw. rozkłady Levy'ego – prace te były pewnie jednym z głównych powodów, dla których Urbanik otrzymał Palmy Francuskiej Akademii Nauk w 1976 r.). Tytuł tego wystąpienia „uzasadniałem” m.in. cytatem z wystąpienia Edwarda Marczewskiego w dn. 8 maja 1972 r.: Zobaczyłem go [Kazimierza Urbanika] po raz pierwszy jako 18-letniego studenta I roku Uniwersytetu Wrocławskiego na wykładzie rachunku różniczkowego dla I roku studiów. Była to jesień 1948 r. Obserwowałem go podczas różnych wykładów i seminariów. Uczęszczał, w pewnym momencie bodajże na dziewięć [podkr. – ZJJ] seminariów jednocześnie… A umiał wykorzystać wszystkie: wykorzystać to znaczy poznać pojęcia i metody danej gałęzi matematyki, a potem zastosować je do rozwiązywania konkretnych problemów. Z rosnącą radością, a potem z podziwem przyglądałem się jego twórczości. Jest to największa radość dla nauczyciela, gdy uczeń go przewyższa[1]. O pozycji i roli Urbanika w środowisku wrocławskim może też świadczyć następujący cytat z artykułu Wojciecha Giełżyńskiego opublikowany w „Polityce” w 1972 r.: Obojętne, ile jest prawdy, a ile przesady, w częstych we Wrocławiu głosach, że „nasz Uniwersytet sięgnął dna”, że z wrocławskiej szkoły matematycznej pozostał tylko „mit i profesor Urbanik”[2].

 

Tytuł pierwszego wykładu, i niniejszych wspomnień, jest inspirowany tytułem „Buszujący w zbożu” – książki J. D. Salingera[3]. Charakterystyka tak bardzo „różnorodnej matematycznej aktywności” Urbanika, podana przez Marczewskiego, według mnie dobrze ilustruje przesłanie i tytuł mojego wystąpienia[4]. W moim drugim krótkim wystąpieniu tamtego majowego dnia, adresowanym do całej społeczności wrocławskiej, które było już wspólnym posiedzeniem z Wrocławskim Oddziałem Polskiego Towarzystwa Matematycznego, przedstawiłem sylwetkę i błyskawiczna karierę naukową Urbanika[5]. Dla tamtego bardzo zróżnicowanego grona uczestników „odtworzyłem” muzykę zapisaną w liczbie pi (proszę samemu wpisać w wyszukiwarce: frazę piano pi i posłuchać !) i zacytowałem fragment wiersza Wisławy Szymborskiej pt. „Liczba pi”: 

Podziwu godna liczba Pi / trzy koma jeden cztery jeden. / Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe, /pięć dziewięć dwa ponieważ nigdy się nie kończy./ Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem/ osiem dziewięć obliczeniem / siedem dziewięć wyobraźnią,/ a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem /cztery sześć do czegokolwiek/ dwa sześć cztery trzy na świecie...

Natomiast poniższy tekst to moje bardzo osobiste wspomnienie Kazimierza Urbanika: widzianego najpierw z pozycji studenta, potem doktoranta/ucznia, w końcu współpracownika (jako jego zastępcy dyrektora w Instytucie Matematycznym w latach 1993–1996) i matematyka – przyjaciela, z którym w ostatnich latach jego życia spędziłem sporo czasu, m.in.  jako tandem uczący teorii prawdopodobieństwa (2002-2005): on wykładał, a ja prowadziłem ćwiczenia do jego wykładu. Spotykaliśmy się co tydzień, w czwartki, w jego gabinecie (pok. 403), gdzie też mieściło się archiwum i redakcja czasopisma „Probability and Mathematical Statistics”.

Studia matematyczne, rozprawa doktorska i habilitacja

W 1967 r. ukończyłem Liceum Ogólnokształcące w Strzegomiu. Na jesieni rozpocząłem studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Przez pierwsze dwa lata mieliśmy zajęcia dydaktyczne rozrzucone po całym Wrocławiu, m.in. na ul. Grodzkiej (Wydział Filologiczny), na ul. Poniatowskiego (w Liceum), w Rynku (na IV piętrze, na które wchodził sędziwy już Edward Marczewski), na ul. Kopernika (IM PAN), w sali 56 w gmachu głównym i na Politechnice Wrocławskiej. Oczywiście nie sprzyjało to bliższemu poznaniu naszych profesorów i życia matematycznego środowiska naukowego. W 1970 r. Instytut Matematyki uzyskał (m.in. przy istotnym udziale K. Urbanika) nowo zbudowany budynek na pl. Grunwaldzkim 2/4. Wtedy też po raz pierwszy chyba widziałem Urbanika. W październiku, jako student IV roku, zacząłem uczestniczyć w jego wykładach monograficznych, w których, ku mojemu zdziwieniu, uczestniczyli nie tylko doktoranci i studenci matematyki, ale też inni pracownicy z Uniwersytetu i Politechniki, w tym m.in. z Instytutu Fizyki Teoretycznej. Wykłady były perfekcyjnie przygotowane i zwięźle przedstawione. Niemal zawsze wszystkie rozumowania i dowody były przedstawione z "głowy" – bez pomocniczej kartki w ręku – co budziło wśród nas wielkie dla niego uznanie. Nie mniejszy szacunek budziła ogromna różnorodność tematyki wykładów: od matematyki, przez fizykę teoretyczną, do modeli w biologii. Z okresu 1971–75 zachowywałem notatki z wykładów: probabilistyka przestrzeni funkcyjnych, ergodyczność i informacja, niekomutatywny rachunek prawdopodobieństwa, teoria prognozy, teoria prognozy nieliniowej, modele matematyczne w biologii. W tamtym samym czasie Urbanik był dyrektorem IM i gdy zdarzyło mu się spóźnić kilka minut na wykład to zwykł mówić: Przepraszam za spóźnienie, za to ... skończymy wcześniej.

W czerwcu 1972r. obroniłem pracę magisterską napisaną pod jego kierunkiem i rozpocząłem pracę dydaktyczną w Instytucie Matematycznym, zaczynając od stanowiska asystenta-stażysty. Jakiś czas później tematyka z pracy magisterskiej rozszerzyła się do tematu rozprawy doktorskiej. Niektóre moja spotkania z promotorem – Urbanikiem – odbywały się w gabinecie ... rektora UWr. W tamtym okresie Urbanik był jednocześnie rektorem (1975–1981) i dyrektorem Instytutu (1967–1978, 1981–1996). Zdarzyło się też, że jedną z najważniejszych konsultacji pracy doktorskiej odbyliśmy na parkingu przed Instytutem Matematycznym, rozkładając notatki na jego samochodzie! Dla wielu z nas, jego uczniów i współpracowników, było to o tyle „normalne”, iż wiedzieliśmy, że mimo ogromnej własnej aktywności naukowej, Urbanik był dla nas „zawsze i wszędzie”! Jego sugestie i krytyczne uwagi były formułowane, tak iż to pytającemu zdawało się, że to on sam znajduje odpowiedź na zadane pytanie czy wątpliwość!

Obrona mojej pracy doktorskiej („Limit distributions of sums of shrunken random variables in Hilbert spaces”) przygotowanej pod kierunkiem Urbanika odbyła się w czerwcu 1977 r. W tym samym miesiącu jej główne tezy przedstawiłem na prestiżowej międzynarodowej „Vilnius Conference on Probability and Statistics”. Kilka miesięcy później jej angielska wersja została przyjęta do druku w „Dissertationes Mathematicae”. Niestety drukiem ukazała się dopiero w 1981 r. jako tom nr 185. Takie były to wtedy „czasy”, dziś całkowicie niezrozumiałe. W ostatnich kilkunastu latach uzyskane w rozprawie rodziny rozkładów granicznych często w literaturze nazywane są jako „Jurek class U”.

Od 1971 r. byłem też stałym uczestnikiem znanego w Polsce poniedziałkowego „Konwersatorium z Analitycznych i Funkcjonalnych Metod Teorii Prawdopodobieństwa” prowadzonego wtedy przez E. Marczewskiego, Cz. Rylla-Nardzewskiego , K. Urbanika i W. Woyczyńskiego, a później już tylko przez samego Urbanika. Wystąpienie na tym seminarium było szczególną nobilitacją. Zdarzyło się kilka razy, że bardzo zajęty Profesor poprosił mnie o poprowadzenie Konwersatorium.

Wokół tematyki Konwersatorium powstała moja habilitacja, która była przedstawiona i przyjęta na posiedzeniu Rady Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii UWr w maju 1983 r., które odbyło się na Wydziale Prawa. W trakcie kolokwium padła sugestia/zarzut iż „habilitant nie dostatecznie daleko wyszedł poza zakres tematyki i dorobku Urbanika”. Na ten argument pozwoliłem sobie odpowiedzieć, że „trudno wyjść z cienia Profesora Urbanika jeśli zna się rozległość i głębokość jego badań naukowych, czy choćby tylko ... jego sylwetkę fizyczną” (trzeba wiedzieć, że Urbanik był osobą średniego wzrostu, o dosyć korpulentnej i masywnej sylwetce). Po posiedzeniu Rady Wydziału, prywatnie, jeden z Profesorów (chemik) moją odpowiedź uznał za bardzo celną, ale też ... i odważną ripostę! W tym miejscu trzeba dodać, że Urbanik był znany z poczucia humoru i dystansu do samego siebie.

Wyjazdy zagraniczne, konferencje i czasopismo

Urbanik często podkreślał, że dla utrzymania wysokiego poziomu naukowego bezwzględnie potrzebne są kontakty z matematyką światową. Sam był współtwórcą Międzynarodowego Centrum Matematycznego im S. Banacha w Polskiej Akademii Nauk (ciekawie to tym wspomina w wywiadzie z M. Bajer[6]) . Było to miejsce gdzie mogliśmy (młodzi i starsi) spotykać i słuchać najwybitniejszych matematyków z całego świata. Jako dyrektor wspierał wyjazdy zagraniczne wszystkich pracowników Instytutu. Ale należało mieć własne wyniki godne zaprezentowania na międzynarodowych konferencjach czy wyjazdach zagranicznych. Było wiadomo, że z takich wyjazdów nie wszyscy wrócą do kraju, ale cenę taką było warto płacić. Zostający na „Zachodzie” wiedzieli, że być może nigdy już nie zobaczą swoich najbliższych. Dziś takich dylematów już nie ma, a obecnym pokoleniom jest je trudno zrozumieć czy choćby tylko uświadomić. Takie bezpłatne urlopy pozwalały też utrzymać na „plusie” wydatki budżetowe (osobowe) Instytutu.

Na tzw. „Zachód” po raz pierwszy byłem zaproszony na konferencję „Probability on Banach Spaces V” organizowaną w lecie 1980 r. w Tufts University w Medford koło Bostonu, USA. Ja miałem mieć tzw. komunikat (20 min.), Profesor zaproszony wykład (50 min.) Niestety z powodu innych obowiązków nie mógł wziąć udziału w tej konferencji. Ostatecznie, za sugestią Urbanika, to ja wygłosiłem 50 min. wykładu na temat własnych wyników, zaś aby nie zmarnowało się drugie miejsce Urbanik zarekomendował Jana Rosinskiego (obecnie w University of Tennesse, Knoxville). Pamiętam, że wracając z tej konferencji, na lotnisku JFK w Nowym Jorku, z pierwszej strony New York Times'a dowiedzieliśmy się o strajkach na Wybrzeżu (lato 1980 r.), o których krajowe media nie informowały. Do Tufts University wróciłem w roku akademickim 1984–85 już jako Visiting Professor. Moim hostem była tam Marjorie G. Hahn.

Z Profesorem Urbanikem uczestniczyłem w wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach –  m.in. w Warnie (Bułgaria), w Veszprem (Węgry), w Salonikach (Grecja), w Sukhumi (Rosja) , w Pradze (Czechy), w Oberwolfach (Niemcy), w Ithaca (USA). Nasze ogólnopolskie konferencje z probabilistyki zawsze rozpoczynały się wykładem Urbanika! Jego wystąpienia wzbudzały zainteresowanie i podziw. On sam raczej nie zadawał pytań w czasie innych wykładów. To raczej wykładający i inni uczestnicy pytali go co sądzi o jakiejś tematyce czy zagadnieniu. Był przeciwieństwem tzw. dyżurnych pytających zawsze i na każdy temat!

Być może najważniejszą spuścizną dorobku Profesora jest założone przez niego w 1980 r. czasopismo „Probability and Mathematical Statistics” (PMS), w którym – w początkowym okresie – istotna rolę spełniali Witold Klonecki i Czesław Ryll-Nardzewski. Obecnie PMS jest wspólnie wydawane przez Uniwersytet Wrocławski i Politechnikę Wrocławską. Od niemal samego początku istnienia czasopisma pisałem recenzje dla Urbanika nadsyłanych tam prac, a od 2000 r. jestem w redakcji PMS. Od kilku lat, ku zadowoleniu wszystkich (Instytutu, Wydziału i Uniwersytetu), PMS jest notowane na tzw. filadelfijskiej liście czasopism[7].

Wspólna praca w dyrekcji Instytutu Matematycznego

Urbanik pełnił wiele funkcji w Uniwersytecie Wrocławskim, któremu był wierny i poświęcił całe swoje życie zawodowe: od studenta w 1948 r. aż do emerytowanego nauczyciela akademickiego w 2005 r. Pełnił też wiele funkcji poza Uniwersytetem. Ja miałem możliwość bycia jego zastępcą ds. naukowych w Instytucie Matematycznym w latach 1993–96. Mogłem widzieć na co dzień jego talent do kierowania zespołami ludzi i otwartość na idee innych. Przyjąłem zaproszenie Urbanika do bycia jego zastępcą z pewnymi obawami, jako że na jesieni 1992 roku wróciłem z USA po trzyletnim pobycie i nie bardzo byłem na bieżąco w sprawach instytutowych i z aktualnymi stosunkami. Ale wiedziałem, że będę miał jego wsparcie i pomoc. Było ono szczególnie mi potrzebne gdy on był po poważnej operacji na początku 1996 r. Byłem wtedy nieformalnie pełniącym obowiązki dyrektora i często, w sprawach służbowych, odwiedzałem go w domu.

Pierwszą większą inicjatywą naszej dyrekcji (K. Urbanik, M. Bożejko, K. Tabisz i ZJJ) było zainstalowanie sieci komputerowej w budynku Instytutu. I choć Urbanik osobiście nie był jakimś szczególnym pasjonatem nowych technologii to rozumiał, że jest to niezbędny krok, który należało zrobić nawet przy pewnej wewnętrznej opozycji. Przy bardzo ograniczonych środkach finansowych udało się nam najpierw „okablować” budynek, a w następnym półroczu zakupić serwer (komputer). Niedługo potem rozpoczęto tworzenie Wrocławskiej Akademickiej Sieci Komputerowej (WASK) i od strony Politechniki byliśmy pierwszą lokalną siecią włączoną do WASK!

Po 1989 roku uczelnie wyższe przechodziły wiele zmian naukowo-dydaktyczno-organizacyjnych. Jedną z nich były powoływane studia doktoranckie jako kolejny etap wyższej edukacji. W Instytucie była w tej sprawie pewna opozycja, jednak Urbanik i ja (jako zastępca ds. naukowych) popieraliśmy ten krok. Urbanik polecił mi przygotować dokumenty potrzebne dla powołania studiów doktoranckich i Rada Naukowa, w grudniu 1994 r., zatwierdziła powołanie studiów doktoranckich.

Na wiosnę 1993 r. (jeszcze przed podjęciem obowiązków w dyrekcji) na prośbę Urbanika zostałem reprezentantem Instytutu Matematycznego w Wydziałowej Komisji Wyborczej. Przeprowadzając wybory naszych przedstawicieli do Uczelnianego Kolegium Wyborczego (jest to organ, który dokonuje wyboru nowych władz rektorskich) zwróciłem uwagę, że wśród 100 elektorów wybieranych z grona profesorów i doktorów habilitowanych wybieranych na Uniwersytecie znacząca większość pochodziła z ówczesnego naszego Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii. Natomiast w Senacie, tak jak inne wydziały, mieliśmy trzech przedstawicieli. Na spotkaniu dyrekcji z kierownikami zakładów naukowych, po uzgodnieniu z Urbanikiem , podniosłem ten aspekt w dyskusji na temat przyszłości Instytutu. W konsekwencji tego spotkania rozważania o podziale wydziału nabrały przyspieszenia. Najpierw odeszli chemicy, a rok później fizycy z astronomami. Ale te podziały nie wpłynęły na nasze dobre stosunki między obecnymi trzema wydziałami nauk ścisłych. Pamiętam, iż była sytuacja, w której to nasza dyrekcja przekazała część naszych własnych środków finansowych Instytutowi Fizyki, który akurat miał kłopoty finansowe. Doświadczenia z pracy w Wydziałowej Komisji Wyborczej przydały mi się, gdy w latach 2008–2012 to ja przewodniczyłem Uczelnianej Komisji Wyborczej.

W lecie 1995 r. byłem na prestiżowej konferencji naukowej „Japan-Russia Symposium on Probabilty” w Tokyo, gdzie spotkałem Josepha Teugelsa (Leuven, Belgia), który był (i jest) nie tylko uznanym specjalistą z matematyki aktuarialnej, ale ma wieloletnie doświadczenie we współpracy z firmami ubezpieczeniowymi. Pomyślałem o stworzeniu w Instytucie silnej matematyki ubezpieczeniowej (aktuariat). Urbanik bardzo poparł tę ideę. Na wiosnę 1996 r. zaprosiliśmy Teugelsa na cykl odczytów. Wśród uczestników tych zajęć byli też pracownicy i studenci z Politechniki i Akademii Ekonomicznej. Teugels przekazał naszej bibliotece manuskrypt przygotowywanej monografii na temat matematyki ubezpieczeniowej oraz pomógł stworzyć program odpowiednich Studiów Podyplomowych.  Niestety ostatecznie studia nie powstały.

Kolejnym przykładem otwartości Urbanika na nowe idee było utworzenie zakładu naukowego dla stochastycznego modelowania zjawisk finansowo-przyrodniczych (stochastic modelling), który w naszym zamierzeniu miał mieć też dostęp do aktualnych danych giełdowych (tego zakładu już nie ma w strukturze obecnego IM).

Dziś, 20 lat później, trudno sobie wyobrazić nasz Instytut bez Internetu czy studiów doktoranckich, a można się tylko domyślać co by było gdyby Instytut podjął wspomniane wyżej dwie inne inicjatywy. Jaka wtedy byłaby dzisiejsza uniwersytecka teoria prawdopodobieństwa?

Ten fragment wspomnień chcę zakończyć cytatem z wystąpienia rektora Józefa Łukaszewicza: Za czasów Marczewskiego, jaki i Urbanika, w Instytucie Matematycznym dyrektor dbał o rozwój wszystkich działów matematyki i jej zastosowań, także tych w których sam nie pracował. Źle się dzieje, gdy szef troszczy się tylko o swoich uczniów oraz współpracowników ... . A takich zakładów niestety jest na uczelni wiele[8].

Lewicowe poglądy, wysokie standardy zawodowe i moralne

Wspominając osobę Urbanika nie sposób nie wspomnieć o jego politycznych poglądach. O jego źródłach wspomina on w wywiadzie z Magdaleną Bajer (MB) pod znamiennym tytułem „Miałem rozterki – nie mam wyrzutów”.

KU: W 1946 roku, jeszcze w szkole, wstąpiłem do OMTUR, organizacji zwiazanej z PPS (...) Instruktorami u nas bywali działacze niepodległościowi, nawet AK-owcy. W 1948 roku różne organizacje (...) na naszym wydziale połączyły się tworząc Federacje Polskich Organizacji Studenckich (FPOS). Z tego później wyłonił się ZAMP (Związek Akademickiej Młodzieży Polskiej).  Wstąpiłem do ZAMP, a w 1952 roku do PZPR.

MB: Jak na to patrzyli mistrzowie?

KU: - Rozmawiałem z niektórymi przedtem. Nikt mnie nie powstrzymywał. Mówili : Dobrze jak tam będzie więcej rozsądnych ludzi. Nic też się nie zmieniło w stosunkach z moimi mistrzami [m.in. Edward Marczewski, Hugo Steinhaus – ZJJ] , a wówczas były to już stosunki bliskie – z czasem przyjacielskie[9].

Z kolei my (Z. J. Jurek, J. Rosiński, W. A. Woyczyński) w 2000 i 2005 r. napisaliśmy o Urbaniku: Nie można pominąć faktu, że jego efektywność w administrowaniu nauką wiązała się także z jego istotnymi wpływami w PZPR. Ale nigdy nie był ideologiem, a w społeczności matematycznej jego poglądy polityczne pozostawały zawsze sprawą całkiem prywatną. Dzięki swemu dostępowi do władz, mógł osłaniać społeczność matematyków przed atakami o podłożu politycznym i uchronić konkretne osoby przed konsekwencjami ich działalności opozycyjnej w czasach PRL. Przez ostatnie półwiecze zawirowanych polskich dziejów Kazimierz Urbanik potrafił zdobyć szacunek i uznanie ludzi o bardzo różnych przekonaniach politycznych. Warto przypomnieć, że po 1990 roku, po przejęciu władzy przez Solidarność, profesora Urbanika nadal wybierano na dyrektora Instytutu Matematycznego Uniwersytetu Wrocławskiego[10].

Choć nasze zdanie – Jego uczniów – może wydawać się nieobiektywne to przytoczę tu inne wspomnienie, prof. Ludwika Turki: Byłem wtedy przewodniczącym uniwersyteckiej „Solidarności”, a Kazimierz Urbanik był rektorem Uniwersytetu. (... ) Uczestniczyłem wtedy również w posiedzeniach Senatu i miałem okazję obserwować jak rektor Urbanik działał w sytuacjach, gdy u innych emocje wydawały się czasami brać górę nad zdrowym rozsądkiem (...) Jego autorytet wywodził się z wysokiej rangi naukowej. (…) Dlatego jako rektor był w stanie przeprowadzić wiele spraw, często ponad głowami co bardziej zacietrzewionych członków komitetu partyjnego[11].

Andrzej Solecki, absolwent i były pracownik IM, który od kilkudziesięciu lat jest poza Polska, a obecnie w Brazylii, w e-mailu do mnie, wspomina osobę Urbanika tak:

(i) Jest rok 1968, po słynnym uniwersyteckim strajku Służba Bezpieczeństwa ma mnie dość i montuje ciekawy plan mego życia: zostanę wcielony do wojska jako szeregowiec. ... Jest tylko jeden kłopot techniczny: jestem świeżo zatrudnionym asystentem. No to poprzez kanały partyjne przekazują Urbanikowi zadanie: ma mnie wysłać na zieloną trawkę, im szybciej tym lepiej. (...) Ryzykuje swoją pozycję dyrektora, ..., swoją wysoką pozycję w Partii? Tak, ryzykuje. Nie umiera z miłości do mnie ale nie może pozwolić, by tajna policja zaczęła gęsić się tu, jak gdyby był to wydział filozofii czy nauk społecznych. Tu trzeba wybraniać jakości.

(ii) Opowiadał mi K.: Rozprawa mi nie ruszała się i zacząłem się tym przejmować. ... Pomyślałem: nie ma rady, muszę się zapisać do Partii. Zastukałem do drzwi Urbanika, żeby donieść mu o tym jak dojrzałem do wstąpienia do komórki. Zaprosił mnie do środka, zamknął drzwi, zbliżył się i powiedział cicho: Weź pan się do pracy i skończ tę swoją rozprawę. To właśnie nastąpiło i K. nigdy nie został komunistą z legitymacją i opłaconymi składkami.

Z kolei ja będąc jeszcze studentem (chyba V roku), usłyszałem wprost od Urbanika taką deklarację: w tym instytucie od osób partyjnych wymaga się dwa razy więcej niż od innych. Zaś ostatnio profesor Bogdan (Kali) Węglorz (wieloletni pracownik IM UWr) przypomniał, że przez wiele lat w Instytucie mówiono iż: Urbanik nie jest członkiem Partii. On jest naszą wtyką w Partii.

Chcę jeszcze tu przypomnieć, że Urbanik znany był też z tego, że szanował wszystkich pracowników bez względu na zajmowane przez nich stanowisko. Zdarzyło się, że pewien profesor obraził – zarzucił bezpodstawnie nierzetelną pracę – osobie z sekretariatu IM. Na następnym posiedzeniu Rady Naukowej Instytutu, Urbanik powrócił do tego nieprzyjemnego incydentu, powodując iż tenże profesor przeprosił ową osobę (obecną na RI) za swoje zachowanie.

Dusza towarzystwa, wyrazy uznania u innych i pełny dystans do siebie

Był duszą spotkań towarzyskich, zwłaszcza tych z alkoholem, a spotkania takie bywają na konferencjach matematycznych. Pierwszą taką "okazję" miałem w czasie gdy byłem z Urbanikem na konferencji w Wilnie w 1977 r. Było to zaraz po obronie mojej rozprawy doktorskiej. Organizatorzy – radzieccy „towarzysze” – gościli Urbanika z wielką fetą. Był on uznanym i poważanym matematykiem jako, że w 1956 r. spędził semestr w Moskwie u twórcy współczesnej probabilistyki Andreja N. Kolmogorowa. Następnego dnia, na sesji porannej, w formie był tylko Urbanik i ... niewielu „towarzyszy” ze spotkania z dnia poprzedniego. Podobnie bywało na wielu innych spotkaniach.

Poetka i socjolog Susan H. Case z New York Institute of Technology w wierszu pt. “Nieskończone możliwości”, inspirowanym historią Lwowskiej Szkoły Matematycznej, napisała:

Banach na konferencji w Gruzji / uczestniczy w bankiecie/ o długiej tradycji/ picia kielicha czaczy/ na zdrowie każdego obecnego/ ... / I oto teraz, podczas bankietu,/gdy każdy matematyk/ulega pokusie sztafety toastów/ i powoli ześlizguje się pod stół,/ Banach stoi na nogach./.../ Banach uważa wszelkie spotkania za nudne,/ wyjąwszy te z bankietami i tańcem,/ dlatego lubi tę konferencje - / zaślepiony podwójnie: mocą wódki/ i mocą matematyki[12].

Urbanik miał też swój „test”, któremu poddawał kolegów i znajomych. Było to wypicie kieliszka wódki nalanej z butelki, w której była zatopiona żmija (wąż?). Ja wypiłem ! Wiele lat później takie alkohole tylko oglądałem w Wietnamie i Singapurze. W przerwach w poniedziałkowym konwersatorium, ze swadą i ogromnym poczuciem humoru opowiadał nam anegdoty o innych matematykach. Lubił turystykę automobilową i spacery po górach, choćby w czasie Zimowych Konferencji w Karpaczu. Był fanem i smakoszem kuchni różnych krajów, a jego opowieść o jedzeniu mózgu małpy była hitem wielu spotkań. Do dziś nie wiem czy jadł ten mózg, czy tylko widział taką sytuację, a może tylko słyszał o takim rytuale?

Urbanik wielokrotnie spotykał się z wyrazami uznania całego środowiska matematycznego i nie myślę tu o tych formalnych, jakie są wymienione w książce[13]. Na przykład probabiliści warszawscy (zwłaszcza grupa profesor Agnieszki Plucińskiej) 65-lecie jego urodzin uczcili zorganizowaniem Konferencji Naukowej w Poraju (zob. „Demonstartio Math”, vol. XXXIV no 2, 2001 jest dedykowany Urbanikowi). Z kolei koledzy łódzcy (grupa profesora Ryszarda Jajte) na wielu spotkaniach pisali i komponowali piosenki matematyczno-rozrywkowe dotyczące osoby Urbanika i jego matematyki. W sesji naukowej, w lutym 1995 r., z wykładami wystąpiło 5 członków Polskiej Akademii Nauk.  A msze św. w intencji jego zdrowia odprawił dominikanin dr Marek Pieńkowski – doktorant Urbanika z 1972 r.

Te i inne wyrazy uznania Urbanik traktował z przymrużeniem oka i często „rewanżował” się zgrabną anegdotą lub żartem. Z radością i sympatią akceptował zwroty jak „Urbanik prawie zawsze i prawie wszędzie” czy hugonotkę: „konstrukcja przestrzeni probabilistycznej – Urbanizacja”. Albo limeryk Leona Jeśmanowicza z okazji Walnego Zebrania PTM w Szczecinie w dn. 25.10.1980 r.:

Uświetnił sesję naszą – Urbanik! / Do Szczecina wpłynął – jak „Titanic”./ Nie bójcie się, nie zatonie/     bo wszyscy wiemy o nim, / że mocno jest zakotwiczony w „PAN-ie”.

Mam nadzieję, że też tytuł wykładu „Urbanik buszujacy w matematyce” wywołał „tam” uśmiech na jego twarzy. Mówił nam, że do uprawiania matematyki potrzebny jest talent , poczucie humoru i dystans do samego siebie. Gdy zaś rozmowy przedłużały się zwykł mówić „czas aby iść do domu i udowodnić nowe twierdzenie”.

Ostatnie lata i dni

Przez kilkanaście lat Urbanik miał coraz większe trudności z chodzeniem. Zaczął korzystać z jednej kuli, a później już z dwóch. Powodem, jak rozumiem, był ucisk na rdzeń w kręgach szyjnych. Na początku 1996 roku miał skomplikowaną operację, w Niemczech, którą opisywał mi z humorem! Wiesz do kręgosłupa nie można dojść od strony karku bo grozi to uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Dlatego ... podcina się gardło i głowę odchyla się do tyłu. Po czym zgrabnym ruchem ręki i głowy to pokazał. Innym razem, gdy były pilne sprawy związane z czasopismem PMS odwiedziłem go w szpitalu w Lubinie. Jego pokój był na najwyższym piętrze, co skomentował, witając mnie : Zobacz jak blisko jestem ... nieba! Nigdy nie zdarzyło mi się go widzieć narzekającego na swoje dolegliwości ! Kłopoty zdrowotne zachowywał dla siebie, pozostając do końca pogodną i życzliwą osobą.

Po przerwie świątecznej na początku stycznia 2005 r. poszedłem do gabinetu Urbanika na nasze cotygodniowe spotkanie. Zanim zdążyłem złożyć mu życzenia noworoczne, usłyszałem: Patrz co otrzymałem. Było to pismo dyrekcji informujące go o zaprzestaniu dofinasowania wydawania PMS. Był wyraźnie poruszony i zasmucony! Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że napiszę upoważnienie dla mnie, T. Byczkowskiego(PWr) i A. Werona (PWr) do przeprowadzenie rozmów w celu znalezienia nowego źródła finansowania „Probability and Mathematical Statistics”.

Udało się nam bardzo szybko przekonać prof. Tadeusza Lutego i prof. Zdzisława Latajkę – ówczesnych rektorów Politechniki i Uniwersytetu – do idei tego czasopisma. Pilnie zredagowaliśmy tekst porozumienia i już w marcu 2005 r. podpisano umowę o wspólnym finansowaniu PMS. Na wyraźne polecenie Urbanika w umowie jest zapis, że w razie podobnych kłopotów w przyszłości, Uniwersytet może PMS przekazać dla PAN-u lub innej państwowej uczelni polskiej (art. 3 ust. 2).

Środa 25 maja 2005 r. – ostatnie spotkanie z Profesorem w jego domu. W ostatnim podpisanym przez siebie piśmie Urbanik przekazał redakcję PMS swoim następcom.

O tym spotkaniu Pani Stefania Urbanik, żona, wspominała tak : W maju 2005 roku, kiedy był już bardzo słaby, odwiedziło go trzech profesorów: Zbigniew J. Jurek, Aleksander Weron i Wojbor Woyczynski. Zaproponowali oni swoją pomoc. Kazik był bardzo wzruszony, poprosił o kartkę papieru, na której napisał, że przekazuje im redakcję. Kiedy odeszli, Kazio powiedział: „Jestem bardzo szczęśliwy, że została załatwiona najważniejsza moja sprawa”, i zobaczyłam pierwszy raz w życiu łzy w jego oczach[14].

Niedziela 29 maja 2005 r. Około południa Pani Urbanikowa, wiedząc o moich bardzo bliskich i serdecznych stosunkach z Profesorem, zdecydowała się zatelefonować do mnie z informacja o gwałtownym pogorszeniu się stanu zdrowia męża. Natychmiast udałem się z moją żona do domu Profesora. Niestety nie było już z nim świadomego kontaktu. Przy jego łóżku towarzyszyliśmy mu jakiś czas, po czym wróciliśmy do domu. Ok. piątej po południu otrzymałem kolejny telefon od Pani Stefanii z do dziś zapamiętanym zdaniem: Kazika już nie ma między nami ! Choć można było się tego spodziewać, to byłem zdruzgotany i w szoku. Ponownie pojechałem do domu Państwa Urbaników.

Piątek 3 czerwca 2005 r. w Oratorium Marianum UWr odbyło się uroczyste akademickie pożegnanie Profesora Kazimierza Urbanika. Miałem ten ogromny zaszczyt prowadzić tę uroczystość. Moje wystąpienie w Oratorium zakończyłem, mówiąc: Myślę, że moje 35 letnie związki z Profesorem ogromnie wzbogaciły mnie intelektualnie i duchowo. Jestem wdzięczy losowi, iż na mojej drodze dane było mi spotkać Profesora Kazimierza Urbanika – genialnego matematyka, człowieka o wielkim sercu i ogromnej skromności, a przy tym mojego Mistrza i Nauczyciela. Na zawsze pozostanie w mojej wdzięcznej pamięci!! Dziękuję Pani Profesorowej, że mogłem być z Moim Mistrzem do samego końca Jego ziemskiej wędrówki!

Post Scriptum

Dorobek naukowy Urbanika „żyje”, jest obecny w wielu pracach. Przypomnę tu tylko o mojej własnej pracy z Richardem Bradleyem (Indiana University, Indiana, USA) o operatorowych rozkładach samorozkładalnych z 2014 r. Praca ta ukaże się w „Journal of Theoretical Probability” 2015/2016.

W dniu 12 czerwca 2008 r. odbyło się uroczyste nadanie imienia Kazimierza Urbanika Bibliotece Wydziału Matematyki i Informatyki (w budynku przy pl. Grunwaldzkim 2/4) . W trakcie tej uroczystości profesor Józef Łukaszewicz wygłosił interesujący odczyt pt. „Kazimierz z Krzemieńca”[15].

W bibliotece wydziałowej znajduje się małe archiwum K. Urbanika, w którym są m.in. odbitki jego prac naukowych i inne dokumenty związanymi z jego osobą i PMS.

 

Wręczenie medalu Uniwersytetu dla prof. Buchnera (pierwszy od lewej wraz z żoną) z Monachium, 1994 r.

Doktorat honoris causa w Łodzi (po prawej prof. R. Jajte)

Zob. galerię zdjęć (link).

 


[1] Doktorat honoris causa Edwarda Marczewskiego,  Przemówienie Edwarda Marczewskiego,  Wiadomości Matematyczne XVIII (1974), 188-189.

[2] Wojciech Giełżyński, „Wrocław – smuga cienia”, w:Polityka” nr 34 (807), 19 VIII 1972 r., str. 6–7.

[3]J. D. Salinger, Buszujący w zbożu, Iskry 1961 r. [Originalne wydanie: The catcher in the rye, USA, 1946].

[4] Ostatnie zdanie w opowiadaniu Salingera brzmi: Lepiej nic nikomu nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić, może być dla  nas przestrogą.

[5] Część z tych informacji jest  przedstawiona w moim artykule pt. Kazimierz Urbanik prawie wszędzie i prawie zawsze; „Przegląd Uniwersytecki”, nr 9 (2008), przypisy 4 i 6.

[6] Magdalena Bajer, Blizny po ukąszeniu, Miałem rozterki---nie mam wyrzutów, wywiad z prof. K. Urbanikem, Więź, nr 5, maj 2000, str. 127-138.

[7] Do historii PMS wracam poniżej – w części „Ostatnie lata i dni. Przejęzyczenie”

[8] Józef Łukaszewicz, „Kazimierz z Krzemieńca”, w: „Przegląd Uniwersytecki” nr 3 (156) 2009, str. 23.

[9] Magdalena Bajer, Blizny po ukąszeniu. Miałem rozterki – nie mam wyrzutów. Wywiad z prof. K. Urbanikem”, w: „Więź”, nr 5, maj 2000, str. 127–138.

[10] Z. J. Jurek, J. Rosiński, W. A. Woyczyński, „Kazimierz Urbanik (1930-2005)”, w: „Roczniki Polskiego Towarzystwa Matematycznego, Seria II”; „Wiadomości Matematyczne” XLII (2006), str. 103–121. [Wersja angielska artykułu ukazała się wcześniej w Probability and Mathematical Statistics 25 (1), 2005, str. 1-22; zob. www.math.uni.wroc.pl/~pms lub www.math.uni.wroc.pl/~zjjurek]

[11] „Biblioteka im. Profesora Kazimierza Urbanika” w: „Przegląd Uniwersytecki”, nr 9 (150)/ 2008, str. 24–25.

[12] Susan H. Case, „Kawiarnia Szkocka”, Uniwersytet Opolski 2010 (tłum. Seweryn Mąkosa), str. 15 i 16.

[13] Z. J. Jurek, J. Rosiński, W. A. Woyczyński, „Kazimierz Urbanik (1930-2005)”, w: „Roczniki Polskiego Towarzystwa Matematycznego, Seria II”; „Wiadomości Matematyczne” XLII (2006), str. 103–121. [Wersja angielska artykułu ukazała się wcześniej w Probability and Mathematical Statistics 25 (1), 2005, str. 1-22; zob. www.math.uni.wroc.pl/~pms lub www.math.uni.wroc.pl/~zjjurek]

[14] „Biblioteka im. Profesora Kazimierza Urbanika”, „Przegląd Uniwersytecki”, nr 9 (150)/ 2008, str. 24-25.

[15] Józef Łukaszewicz, „Kazimierz z Krzemieńca”, w: „Przegląd Uniwersytecki” nr 3 (156) 2009, str. 23.

prof. Zbigniew J. Jurek

wczytywanie